niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 6

Hola!
Rozdział spóźniony, ale jest.
Wyrazy zaznaczone na niebiesko to przejścia do linków.
Proszę komentować.
Pozdrawiam #Cherry

***

-Niebieski czy czarny? - szeptała Nadia, zastanawiając się jaki kolor długopisu kupić.

- Czarny, jest uniwersalny. - podpowiedziała dyplomatycznie Ania.

- Niby tak, ale ja bardziej lubię niebieski, zresztą ty też. - Ruda cały czas upierała się przy swoim. - Mam pomysł! - dodała po chwili. - kupię dwa: jeden czarny i jeden niebieski! - jak powiedziała, tak też zrobiła.

- Nie mogłaś tak od razu, tylko musiałaś siedzieć w sklepie... - brązowooka spojrzała na zegarek - ...piętnaście minut zastanawiając się, jakiego koloru kupić długopis? - pytała, kiedy wychodziły ze sklepu. Nadia przewróciła oczami i nic nie odpowiedziała.

Po pięciu minutach niezręcznej ciszy, przyjaciółki weszły do dużego sklepu z sukienkami. Kiedy przekroczyły próg salonu, do ich nozdrzy dotarł słodki zapach świeżo parzonej kawy. Obie uśmiechnęły się czując drażniący aromat ciepłego napoju.

- Witam, czy mogłabym panią w czymś pomóc? - zapytała ekspedientka, kiedy zauważyła dziewczyny chodzące po sklepie. Dziewczyna mogła mieć "na oko" dwadzieścia lat. Blond włosy kaskadami spadały jej na ramiona, a uśmiech jakby był nieodłączną ozdobą jej twarzy.

- Chciałybyśmy kupić sukienki na bal, który niedługo odbędzie się w naszej szkole. - odpowiedziała Nadia

- Dobrze, czy mają panie jakieś życzenia dotyczące wyglądu?

- Ja mam pomysł co do kroju. Zawsze marzyłam, o sukience bez ramiączek i rozkloszowanej od pasa do kolan. - rozmarzyła się Ania.

- Konkretny kolor ma pani na myśli? - zapytała ekspedientka podchodząc do brązowookiej.

- Myślałam o miętowej, bądź szmaragdowej. - blond włosa zamyśliła się, a po sekundzie jak oparzona biegała po sklepie łapiąc sukienki zapakowane w białe pokrowce.

- Proszę. - powiedziała wręczając Ani dziesięć wieszaków z materiałowymi opakowaniami.

- Dziękuję - brązowooka powiedziawszy to, wraz z ciążącym balastem, skierowała się do przebieralni.

Po przymierzeniu dziewięciu sukienek Ania straciła nadzieję na kupienie jakiejkolwiek sukienki. Wszystkie były niedobre. Albo niewygodna, albo za sztywna. Ze zwątpieniem podniosła ostatni wieszak. Rozpięła zamek i... zaparło jej dech w piersi. Sukienka (w moim opowiadaniu jest pastelowo-miętowa dop. aut.) miała grube ramiączka, przylegała do ciała, od pasa była luźniejsza i jedną stroną sięgała do kolana, a drugą za. Pośrodku miała wycięcie do połowy ud. Dziewczyna powoli włożyła ją. Pasowała, jakby była stworzona specjalnie dla niej. Po prostu była idealna. Szybkim ruchem ręki odsunęła kotarę. Nadia, która siedziała na kanapie przed przebieralnią wstała jak oparzona i wydała z siebie przeciągły pisk zachwytu.

- Ta sukienka jest piękna! - ruda krzyknęła na cały sklep. - Musisz ją kupić!

- Jest niesamowita. - szepnęła brązowooka.

- I jest twoja. - ni stąd ni zowąd ekspedientka pojawiła się u boku Nadii.

- Przepraszam, ale ona jest za droga, nie stać mnie na nią. - Ania spojrzała na metkę i ze strachem, jak i ze smutkiem wypowiedziała to zdanie.

- Wiesz... moja siostrzenica chodzi do tego samego liceum co wy. Po znajomości mogę wam obniżyć o, nie wiem, jakieś sto złotych cenę, bo naprawdę ta sukienka nie należy do tanich.

- Naprawdę? Dziękuję! - niekontrolując się, brązowooka rzuciła się na szyję śmiejącej blondynce.

- Nie ma za co, ale teraz puść mnie, bo zaraz umrę. - wydyszała do ucha uwieszonej na jej szyi dziewczynie.

- Przepraszam. - powiedziała skruszona i odeszła się przebrać.

Kiedy wyszła z przebieralni, Nadia stała przy kasie i dyskutowała o czymś z ekspedientką. Warto jeszcze wspomnieć, iż nie tylko Ania wybierała dla siebie sukienkę. Nadii kieszonkowe także porządnie ucierpi. Po zapłaceniu, obie w dobrych humorach, wyszły na świeże powietrze. Na chwilę stanęły w miejscu rozkoszując się zapachem skoszonej trawy. Pozwoliły słońcu, które tonęło w pomarańczowych chmurach, by oświeciło ich twarze bladym blaskiem.

- Piękny zachód słońca, nieprawdaż? - pierwsza z zadumy otrząsnęła się ruda.

- Tak często niespotykany. - przytaknęła jej szeptem brązowooka. - Chodźmy coś zjeść. Jestem strasznie głodna. - dodała po chwili, po czym nie patrząc na przyjaciółkę ruszyła w stronę restauracji.

Wieczorem, już w swojej sypialni, zawarły układ. "Nie pokażemy sobie sukienek aż do dnia balu." Ciekawe czy dotrwają w tym przedsięwzięciu.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 5

Hola!
Niespodzianka!!! Przychodzę z nowym rozdziałem ciut wcześnie.
Dostałam weny i... i nawet mi się podoba (mam na myśli rozdział).
Nie przedłużając zapraszam do czytania.
Pozdrawiam #Cherry

***

<Muzyka>
Sobota nastała szybciej, niżeli Ania by tego chciała. Wolno zwlekła się z łóżka i stanęła obok okna. Pogoda była wyśmienita. Słońce bladym blaskiem rozświetlało rozkwitające drzewa na szkolnych błoniach. Ptaki radośnie świergotały, by powitać nowy dzień.

Dziewczyna otrząsnęła się z zadumy i powolnym krokiem podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej bluzkę na grubych ramiączkach w kolorze neonowego fioletu, krótkie, jasno-dżinsowe spodenki i beżowe baletki. Westchnęła przechodząc do łazienki.

Weszła do małego, aczkolwiek ładnego pomieszczenia, zrobiła codzienną toaletę, ubrała wyłożone ubrania i ledwo maskując ziewnięcie, doczłapała się do kuchni.

Kiedy przechodziła przez próg pokoju, stanęła w pół kroku. Z otwartą buzią i przerażeniem wpatrywała się w zdemolowaną kuchnię. Na podłodze rozsypana była mąka i rozbite jajka. W jednej z otwartych półek, kot jakiejś uczennicy spał i wyglądało na to, że nie miał ochoty przerywać owej czynności. Płatki śniadaniowe leżały wszędzie. Nadia i dwie koleżanki z roku biegały we wszystkie strony świata.

- Co wy robicie?! – Ania otrząsnęła się z pierwszego szoku, który bardzo szybko zamienił się w złość. Wszystkie dziewczyny jak na zawołanie stanęły w miejscu, odwracając tylko głowy do nowo przybyłej osoby.

- Eeee… wiesz, chciałyśmy trochę… jakby to powiedzieć… chciałyśmy upiec ciasto. – Nadia całe zdanie powiedziała piskliwym głosem i strasznie się jąkając. Brązowooka w ułamku jednej sekundy wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.

- Wy?! Upiec?! Ciasto?! – pytała przez nachodzące ją spazmy śmiechu.

- Tak, a co? – rudowłosa dumnie wypięła pierś, co spowodowało kolejną falę chichotu.

- Nic, nic… nie drążmy dalej tego tematu, jestem głodna. – uważając, żeby nie nadepnąć na niechciane, rozbite jajka podeszła do szafki, wyłożyła bułkę i talerz. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła pokrojonego w plastry pomidora. Jeszcze tylko wzięła masło i już miała wyjść z kuchni, kiedy zatrzymała się i rzuciła na odchodne – Radzę wam posprzątać. Niektórzy nie mogliby przeżyć tak diametralnej zmiany. – i zniknęła za drzwiami do jadalni.

Kiedy Ania odnosiła naczynia, bała się zobaczyć, jak będzie wyglądać kuchnia. Na drżących nogach weszła do pomieszczenia. Z podziwem patrzyła, jak drażniące pasma słońca odbijają się od blasku wypolerowanych płytek. Trzy koleżanki ze zniecierpliwieniem czekały na reakcję brązowookiej.

- Dziewczyny, muszę przyznać, że postarałyście się. – powiedziała, zerkając z aprobatą na Nadię i jej towarzyszki, które odetchnęły z ulgą. Odłożyła talerz, nóż i widelec do zmywarki i poszła do swojej sypialni, krótko się żegnając.

Dokładnie o godzinie dziesiątej Nadia zadowolona z siebie wkroczyła do swojego pokoju cała umazana mąką.

- Co się tak szczerzysz? – zapytała Ania, chichotając z nosem w książce.

- Udało się. – ruda dumnie wypięła pierś.

- Możesz jaśniej? – brązowooka spojrzała na swoją przyjaciółkę z politowaniem.

- Gotowa babka piecze się w piekarniku.

- Co? Jak wam się udało stworzyć ósmy cud świata zwany babką? – twarz Ani przedstawiała tylko i wyłącznie szok.

- Normalnie. – Nadia udała oburzoną, ale w głębi duszy nie dziwiła się swojej przyjaciółce. – Przestań się śmiać i zbieraj się. Chyba pamiętasz, że dzisiaj idziemy na zakupy?

- Tak, tak pamiętam. Idź się umyć i przebrać, będę tu na ciebie czekać. – odpowiedziała i znowu pogrążyła się w lekturze.

Po około dwudziestu minutach Nadia już czysta i w nowych ubraniach czekała na swoją przyjaciółkę. Ania klęczała przy szafie i szukała ulubionej torebki. Po dłuższych poszukiwaniach, znalazła ją pod łóżkiem. Chwilę później szły już po oblanych ciepłem słońca błoniach, mijając roześmianych uczniów.

Wioska, w której licealiści zawsze robili zakupy nie była duża. Wzdłuż Drogi Głównej znajdowały się sklepy z różnorakimi słodyczami, poprzez zeszyty, do sukni wyjściowych. Ulica mieściła w sobie pełno rozwidleń prowadzących do starych kamieniczek.

- Czekaj! – Ania zatrzymała się w pół kroku. – Wypisały mi się długopisy, a czymś pisać raczej muszę.

- Dobra, to mam pomysł, idziemy najpierw po rzeczy potrzebne do szkoły, potem po sukienkę i buty, a na końcu kosmetyki, żebyś jakoś wyglądała na balu.– uśmiechnęła się przebiegle i nie czekając na reakcję przyjaciółki ruszyła przed siebie.

środa, 14 października 2015

Rozdział 4

Hola! 
Znów zapomniałam!
Przepraszam!
Znowu się spóźniłam.
Informacja: rozdziały będą pojawiać się w środku miesiąca (15/16 dzień) i pod koniec (30/31 dzień). Przewiduję 5 na 31.10
Proszę pozostawić po sobie ślad - komentarz
Pozdrawiam #Cherry
 

Muzyka
Pogoda była niesamowita. Ania, leżąc na łące, rozkoszowała się zapachem kwiatów, który bezceremonialne wypełnił całe jej wnętrze. Ubrana w zieloną sukienkę w różowe kwiaty, przysłuchując się śpiewie ptaków z otaczającego polankę lasu, wpatrywała się w stalowoszare oczy, które należały do platynowego blondyna. Bardzo przystojnego, platynowego blondyna. Szczęście. Tylko tak można było nazwać tę chwilę.

Wszystko byłoby niesamowite, gdyby nie jedno „ ale ”. W ułamku jednej sekundy obraz przed oczyma brązowookiej zaczął się oddalać i rozmazywać, a już po chwili widziała tylko ciemność.





Blade pasma zachodzącego słońca wdarły się przez okiennice jednej ze szkolnych sypialni. Uczennica drugiej klasy liceum, leniwie zaczęła wybudzać się z bardzo przyjemnego snu. Ania otworzyła oczy, lecz w drugiej chwili już tego żałowała. Nieprzyzwyczajenie do światła, przez godziny wylegiwania się na łóżku, dały się we znaki.

Pięć minut później, stała na środku swojego pokoju, patrząc na swoje odbicie w lustrze po prawej stronie obok kredensu, na którym porozrzucane były kosmetyki. Mimowolnie musiała się uśmiechnąć, ponieważ rozczochrane włosy, pogniecione ubrania i brak jednego buta wyglądał komicznie.

Spojrzała na zegarek i „ o zgrozo ” musiała przyznać, że przespała cały dzień, pomijając szczegół, iż nie było jej na lekcjach.

Ożywiona siedmioma godzinami snu, w podskokach znalazła się przy szafie. Wyciągnęła z niej białą bluzkę na ramiączkach i dżinsowe, krótkie spodenki. Białe buty, Nike Air Force One, które kupiła zaledwie trzy dni temu, czekały na chwilę, by wyjąć je z pudełka. I oto nadeszła ich pora. Ania ze czcią wypisaną na twarzy wzięła buty i jak żołnierz wmaszerowała do łazienki.

Gdy weszła do środka od razu położyła ciuchy na białej szafce z lustrem stojącej po lewej stronie pomieszczenia. Naprzeciwko toaletki znajdowały się półki z ręcznikami i pudłami na kremy, kosmetyki itp. Wanna z różową zasłoną zaś stała na samym końcu podłużnego pomieszczenia. Cała łazienka, tak jak reszta „ domu ” dziewcząt, urządzona była w stylu prowansalskim. Całokształt dopełniały zdobione nóżki toaletki z lustrem, zdobienia na ścianach i inne dodatki, które dodawały przepychu całemu pomieszczeniu.

Z szuflady wyciągnęła białą, dużą szczotkę, którą zaczęła rozczesywać włosy. Potem przemyła twarz zimną wodą, a na końcu przebrała się w wyłożone ciuchy, które czekały, aż ktoś w końcu się nimi zainteresuje.

Wyszła z łazienki, usiadła na łóżku, sięgnęła po swoją ulubioną książkę „Jeździec miedziany”* i gdyby nie burczenie w brzuchu, zatraciłaby się w lekturze, którą czytała już po raz trzeci. Dając za wygraną, zwlekła się z łóżka i powolnym krokiem, z książką w ręce, udała się do kuchni.

Ów pokój, tak samo jak reszta „ domu ”, urządzona była w stylu prowansalskim. Na środku pomieszczenia znajdowała się niedużych rozmiarów wyspa kuchenna, nad którą górowały powieszone pod sufitem patelnie. Od lewej strony, przy ścianach, mieściły się szafki, szufladki, kuchenka, zlew i zmywarka. W całym pomieszczeniu dominowały kolory brązowy i beżowy.

„ Dziewczyny z drugich klas chyba postradały zmysły. Mieszkam tu dwa lata, a dopiero teraz zauważyłam ten cały tzw. „ kicz ”. Wszędzie przepych. Strasznie dużo przepychu. ” - myślała Ania podchodząc do miski z owocami. Z jednej z tuzina szafek wyjęła deskę do krojenia, a w jakiejś szufladzie znalazła nóż do krojenia. Starannie umyła czerwone jak róża jabłko i zajęła się obieraniem owocu.

„ Hmm… Ciekawe jak Nadia zareaguje na wieści o tym, że jednak idę na bal. Wydaje mi się… Nie. Jestem pewna, że zacznie piszczeć i skakać po pokoju mówiąc „ HA! TAK COŚ CZUŁAM! SEBA NIGDY NIC NIE MÓWI! CÓŻ ZA PODSTĘPNA GADZINA! ” itp. W co ja mam się ubrać!? Właśnie! W sobotę wyciągnę Nadię, będzie wniebowzięta. Tak! To zdecydowanie dobry pomysł. Choć jest jeden problem. Kiedy ta dziewczyna chodzi na zakupy, to tak łatwo nie można jej wyciągnąć z jakiegoś sklepu. Cóż! Poświęcę się! ”

Ania zapewne jeszcze długo dumałaby nad tematem balu, gdyby nie okropny ból w palcu. W mgnieniu oka spojrzała na swoją dłoń, w której trzymała jabłko i przeraziła się. Kciuk od lewej ręki, przecięty był pionowo. Rana, z której obficie sączyła się krew, wyglądała na głęboką. Ile chwila nieuwagi może spowodować kłopotów?

Dziewczyna przeklinając w duchu siebie i swoją nieostrożność podeszła do zlewu. Odkręcając kran tak, aby leciała zimna woda, obejrzała się w stronę deski i uświadomiła sobie, iż biały miąższ owocu jest cały we krwi. Odruchowo odwróciła wzrok na palec i skrzywiła się ze zniesmaczenia. Po bokach rany skóra wyginała się pod dziwnym kątem. Ania starając się nie patrzeć, włożyła kciuk w spływającą z kranu, zimną wodę. Czując, że jej palec robi się odrętwiały od owej cieczy, przeniosła palec nad zlewozmywak, zakręcając kurek kranu. Przepłukała wodą utlenioną kciuk, opatrzyła go bandażem i zajęła się wyrzucaniem nie do końca pokrojonego owocu.

Przez całą sprawę z jabłkiem straciła ochotę na jedzenie, ale przecież coś zjeść musiała. Nie zastanawiając się dalej wyjęła z szafki bułkę. Chciała już wyjść z kuchni i iść do swojego pokoju, lecz zapomniała o czymś. Odwracając się w drzwiach na pięcie podeszła do wyspy i zgarnęła z niej książkę. Powolnym krokiem przemierzała odległość dzielącą ją od pokoju.

Po chwili siedziała już w na swoim wygodnym łóżku, zatracając się w lekturze. Kiedy miała już ostatni kęs bułki w buzi i dochodziła do najciekawszej części książki, ktoś niczym huragan wparował do pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Ania aż skrzywiła się gdy usłyszała, iż drzwi prawie nie wypadły z zawiasów.

- Ooo, cześć! – wesoło zawołała Nadia wskakując na swoje łóżko.

- Sześć! – odpowiedziała brązowooka z pełną buzią. Przyjaciółka spojrzała na nią z politowaniem. Zawsze mówiła jej, że mówienie z pełną buzią jest niekulturalne. Ta za to wywracała oczami i, i tak robiła swoje.

- Czy ty nigdy nie nauczysz się połknąć i dopiero wtedy mówić, tylko musisz odpowiedzieć od razu, bo się udusisz? – zapytała zażenowana ruda.

- Hm… pomyślmy… - zaczęła udawać zamyśloną, choć i tak znała odpowiedź na pytanie przyjaciółki – Nie. – Ania uśmiechnęła się triumfalnie widząc wzrok Nadii.

- Mam pytanie. Kiedy zamierzałaś powiedzieć mi, że idziesz z Sebą na bal? – spojrzała karcąco na przyjaciółkę, lecz delikatny uśmiech na jej twarzy zdradzał, iż nie jest zła.

- Wydaje mi się, że wtedy, gdybyś zadała mi tysięczne pytanie: „Z kim idziesz na bal?”, bądź „Czy w dzień balu masz zamiar wyjść z dormitorium?”.

- Ty małpo! – krzyknęła „oburzona” ruda i wzięła pierwszą lepszą poduszkę ze swojego łóżka. Wystarczył jeden, porządny zamach, żeby malutka poduszeczka z prędkością światła uderzyła w głowę Ani i tylko ułamek sekundy, aby Nadia wybuchnęła perlistym śmiechem.

- Ej! – zdezorientowana szatynka rozglądała się po pokoju szukając jakiejś „broni”, lecz po chwili spojrzała na swoje łóżko. Zgarnęła dwie poduszki i niby od niechcenia uderzyła nimi w przyjaciółkę. I tak zaczęła się bitwa. Dziewczyny biegały po pokoju śmiejąc się, jak małe dzieci i rzucając w siebie poduszkami. Po upływie godziny obie wykończone padły na swoje posłania.

- Masz strój na bal? – zapytała Ania przerywając ciszę panującą w pokoju.

- Nie i jak mniemam ty też. – Nadia bezbłędnie czytała w jej myślach. – Mam pomysł. W sobotę idziemy na zakupy. Kupimy sukienki, buty, odpowiednie kosmetyki. Spędzimy cały dzień na kupowaniu bezużytecznych rzecz i wrócimy do dormitorium obładowane torbami. A na koniec będziemy tak zmęczone i śpiące, że nawet nie zjemy kolacji tylko pójdziemy spać. Oto mój pomysł na sobotę. Co ty na to? – brązowooka widząc coraz większe zaabsorbowanie swojej przyjaciółki wyjściem na zakupy, chcąc nie chcąc, zgodziła się. Cieszyło ją, że spędzi cały dzień z Nadią, ale bała się, jak ona wyciągnie ją ze sklepów?

Rozmawiały tak śmiejąc się i gawędząc wesoło, dopóki Morfeusz nie porwał ich do swojej krainy i obie z miarowymi oddechami czekały na jutro. Może nawet lepsze jutro?

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 3

Hola!
Mam dwanaście lat, a demencja i tak zawładnęła mną i moim mózgiem.
Przepraszam!!!
Miałam wczoraj wstawić rozdział, ale...
Właśnie, ale...
ZAPOMNIAŁAM!!!
Przepraszam jeszcze raz i zapraszam do czytania
Pozdrawiam #Cherry


Kiedy dotarł na miejsce, pielęgniarka siedząca za biurkiem odruchowo podniosła głowę. Gdy ujrzała dwójkę uczniów, bez chwili zastanowienia rozkazała Sebastianowi położyć Anię na jednym ze szpitalnych łóżek.

Godzinę później, dziewczyna odzyskała przytomność. Otwarła oczy i zaspanym wzrokiem spojrzała na siedzącą postać obok niej. Uśmiechnęła się na widok Seby, który trzymał jej rękę.

- Proszę pani, Ania się obudziła – chłopak zwrócił się do pielęgniarki, nadal nie odrywając jej ręki od swojej, ale dziewczyna nie chciała, żeby Seba puścił jej dłoń. Czy on siedział z Anią cały czas? A tak właściwie, jak ona się tu znalazła?

- No, dobrze, że tak szybko się obudziłaś. Masz, wypij to, lepiej się poczujesz. – higienistka podała dziewczynie szklankę z niebieskim płynem i odeszła.

- Ciekawe, co to jest? – Ania szepnęła do Seby nie odwracając wzroku od podejrzanej cieczy.

- Nie wiem, ja bym tego nie pił. – powiedział teatralnie, trochę odsuwając się od kubka, co spowodowało większy uśmiech na twarzy dziewczyny.

- Ja chyba mam skłonności samobójcze. – powiedziała poczym przechyliła szklankę i opróżniła jej zawartość. Gdy poczuła w ustach smak płynu, miała ochotę go wypluć. Nie uszło to uwadze Seby, który momentalnie wybuchnął głośnym, szczerym śmiechem.

- Gdybyś zobaczyła swoją minę!!! – krzyczał rozbawiony chłopak. Ania przewróciła oczami i odłożyła pusty kubek na stolik obok łóżka, na którym leżała. Skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła z politowaniem na wijącego się ze śmiechu i trzymającego za brzuch Sebastiana. Szczerze musiała przyznać, że ten widok sprawiał, iż czuła w brzuchu nieznane jej dotąd ciepło. Mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie, które przypadkiem wypełniło jej umysł.

Miała wtedy sześć lat. Siedziała na krzesełku w ogrodzie swojej babci i rysowała bazgroły, które tylko ona rozumiała. W pewnej chwili na jej ręce usiadła pszczoła, a trzeba wspomnieć, że Ania się panicznie bała ( i boi nadal ) pszczół, os i tego typu owadów. Strzepnęła „ intruza ” z ręki, ale on nie dawał jej spokoju, więc nie zastanawiając się dłużej puściła się biegiem w stronę sadu z mnóstwem różnorodnego rodzaju drzew. Gdy podbiegła do starej gruszy, oparła się o nią, złapała za kolana i zachłannie próbowała złapać powietrze. Chwilę później okazało się, że zbierająca miód przyjaciółka nie odpuściła i kiedy brązowooka miała zamiar ruszyć w stronę domu coś zaszeleściło w krzakach, a sekundę później przed dziewczyną pojawił się Seba, który zamierzał udawać rycerza i uderzyć ręką w pszczołę. Ania zaczęła się śmiać, a chłopak wyciągnął w jej stronę rękę uśmiechając się szarmancko. Dziewczyna odpowiedziała na jego gest i podała mu swoją dłoń. I tak razem powędrowali w stronę starego budynku, który nazywali domem.

– Uspokoisz się w końcu? Czy nie? – zapytała się Ania z odrobiną zniecierpliwienia, ponieważ jak długo można się śmiać?

- Dobra, już koniec. – odpowiedział Seba uspokajając się powoli. – Mam pytanie. – odezwał się po chwili ciszy pomiędzy dwójką przyjaciół.

- Jasne, pytaj. – zachęciła go właścicielka czekoladowych oczu.

- Czy pój… - nie dane było mu skończyć, bo Nadia jak burza wleciała do sali szpitalnej. Na nieszczęście był z nią Kacper. Seba jak oparzony wstał z krzesełka obok łóżka zabierając rękę, która delikatnie grzała dłoń Ani.

- Słońce, jak się czujesz? – zapytała przyjaciółka podbiegając do chorej.

- Lepiej. – odpowiedziała tylko i zmusiła się na uśmiech.

- Proszę pani, - Nadia zwróciła się do pielęgniarki. – kiedy Ania będzie mogła wyjść. Dziewczyny z naszego roku martwią się o nią. – opowiedziała z uśmiechem na ustach.

- Dam jej kilka tabletek i spokojnie będziecie mogli już iść. – jak powiedziała tak zrobiła. Brązowowłosa w mgnieniu oka połknęła średniej wielkości trzy kapsułki leku i w czwórkę powędrowali na piąte piętro.

- Nadia, Kacper mam prośbę. Moglibyście gdzieś pójść? Chciałbym porozmawiać z Anią. – Seba zatrzymał się na trzecim piętrze.

- Jak sobie chcesz. – odpowiedziała ruda i posłała swojej przyjaciółce jednoznaczne spojrzenie.

- Wiewióra i ja będziemy na błoniach. – właściciel stalowo-szarych oczu odezwał się pierwszy raz od incydentu przed szkołą i pociągnął za sobą swoją nową dziewczynę.

- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – dziewczyna odezwała się jako pierwsza, kiedy żałosny arystokrata i najlepsza przyjaciółka Ani zniknęli na schodach.

- Za dwa tygodnie jest bal wiosenny, nie? – zaczął czarnowłosy.

- No, tak. – odpowiedziała powoli dziewczyna z nadzieją w głosie.

- Chciałem się spytać, czy nie zechciałabyś pójść ze mną na bal?

Ania stała jak osłupiała, z otwartą buzią i bezwładnie opuszczonymi ramionami. Pytanie Seby tak ją zszokowało, że nie wiedziała co myśleć. Tak szczerze? Ania w tej chwili nic nie myślała, jak i wszystkie nie potrzebne myśli zakrzątały jej głowę na raz.

Po kilku minutach czekania na odpowiedź, chłopak zniecierpliwił się brakiem odzewu. Nerwowo zaczął przestępować z nogi na nogę, spodziewając się niesatysfakcjonującej go odpowiedzi, bądź wyśmiania. On nie był taki jak Kacper. Jemu zależało na dziewczynie, która właśnie w tym momencie patrzyła się na niego z otwartą buzią. Minę miała dość śmieszną, zdziwienie pomieszane z… Właśnie! Z czym?

- Tooooo jaaak…? Idziesz, czy ktoś juuuuż cię zaprosił? – zapytał przeciągając niektóre samogłoski.

- Eeeee… Co? – brązowooka zaczęła się jąkać - Ach tak, oczywiście. Z wielką radością. – powiedziała już nieco odważniej.

- Świetnie. – Seba wyraźnie odetchną, odpowiedzią swojej… Kogo? Koleżanki? Przyjaciółki? A może… - Masz już kupioną sukienkę? – zapytał ruszając w kierunku pokoju dziewczyn.

- Och, nie, nie mam. – Ania zdziwiła się tym pytaniem. Nie sądziła, żeby Sebę interesowała sukienka.

- Co?! – chłopak prawie krzyknął – Jak to? Nie długo bal, a ty nie masz się w co ubrać?

- W sobotę idę z Nadią do miasteczka, obok szkoły. Może tam coś znajdziemy. Miejmy nadzieję. – ostatnie zdanie szepnęła do siebie, aczkolwiek Seba mógł ją usłyszeć

- A wiesz chociaż w jakim kolorze? – zapytał z nieukrywaną nadzieją

- Zastanawiałam się nad szmaragdowym, albo miętowym kolorem. Nadia mi cały czas mówi, że „ ładnie wyglądam w zieleni. ”. – dziewczyna udała głos swojej przyjaciółki.

Dyskutowaliby dłużej, gdyby nie drzwi prowadzące do „ domu ” dziewcząt. Pożegnali się krótkim „ do jutra ” i rozeszli się w swoje strony. Uradowana, brązowooka dziewczyna, w podskokach wbiegła do salonu, nie zauważając osób znajdujących się w pomieszczeniu i ich zdziwionych min. Wpadła do pokoju, który dzieliła z rudą przyjaciółką i nie zważając na wczesną porę, położyła się w łóżku, a już kilka minut później, Morfeusz wziął ją w swoje ramiona.

sobota, 19 września 2015

Notka

Przez pół miesiąca nie wstawiałam rozdziałów i baaaaardzo za to PRZEPRASZAM!
Szkoła i obowiązki zrobiły swoje, ale nie zapomniałam o blogu.

Za tydzień w piątek, lub w sobotę powinien pojawić się "rozdział 3", a następne będą pojawiać się nie co tydzień, ale co dwa tygodnie.

Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam #Cherry

piątek, 4 września 2015

Rozdział 2

Hola!
Przepraszam, że rozdział pojawił się spóźniony, aczkolwiek tylko o jeden dzień.
Nie przedłużając, zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam #Cherry


PS. Nie jestem do końca zadowolona z opisu szkoły - wybaczcie.







Kiedy znaleźli się w środku powitały ich ogromne schody prowadzące na piętra, których było osiem.


Na pierwszym piętrze znajduje się jedno pomieszczenie, – sala gimnastyczna – którą każdy lubi. Pokój jest ogromny. Mieszczą się w nim dwa kosze do koszykówki, której Ania nie lubiła z jednego powodu, bo grał w nią Kacper.


Na drugim piętrze są klasy od języków obcych:





- angielskiego
- niemieckiego
- hiszpańskiego.


Trzecie piętro co noc gości chłopaków w swoich sypialniach.


Czwarte jest najbardziej znienawidzonym piętrem w szkole. Geografia, chemia, fizyka i biologia. Co tydzień zatruwały życie każdego z uczniów.


Na piątym zaś można usłyszeć głośne plotkowanie dziewczyn przed zaśnięciem.


Szóste jest pochłonięte wykładami na temat początku i końca historii. Na religię chodzi tylko kilkoro uczniów, ponieważ nie jest to przedmiot obowiązkowy. Ciszę można jedynie zakłócić próbami chóru, które odbywają się co piątek.


Siódme piętro jest najbardziej kreatywnym piętrem w całej szkole. Ściany ozdabiali sami uczniowie. Plastyka. Informatyka. Technika. Tak, to klimat Nadii. Ona uwielbia szkicować, siedzieć przed komputerem i tworzyć niezrozumiałe dla jej przyjaciółki rzeczy.


Ulubionym piętrem Ani jest ósme piętro. Dziewczyna uwielbia pływanie, matematykę i język polski, a te wszystkie przedmioty mieściły się na samej górze zamku.


Trudno uwierzyć, że to wszystko znajduje się w jednym budynku.


- Teraz mamy polski, nie? – Seba jako pierwszy się odezwał.


- Tak. Kolejna godzina z tym kretynem, Kacprem. – odezwała się Ania, udając, że wymiotuje, przez co Nadia wywróciła oczami i jako pierwsza ruszyła w stronę drewnianych schodów.


Dziesięć minut później znaleźli się w klasie języka polskiego przepisując temat lekcji z tablicy.


- Kto chciałby przeczytać swój wiersz, który zadałam wam na dzisiaj? – Odezwała się ciepłym głosem wysoka nauczycielka z okularami na nosie. Polonistka w średnim wieku jest niesamowita. Nie ma ucznia, który by jej nie lubił. – Nikt? – rozejrzała się i tylko ujrzała jak ręka Ani Maj wystrzeliwuje w górę z ( prawie ) prędkością światła. – Dobrze, to może … - zaczęła jeździć palcem po papierowym dzienniku i po chwili coś co przypominało patyk owinięty w papier ścierny zatrzymało się, a nauczycielka powiedziała - Kacper Mazur. Chodź na środek i przeczytaj swój wiersz.


Kacper ruszył się z miejsca i w wolnym tempie podszedł do tablicy i zaczął czytać. Ania jak zwykle wolała rzeźbić w swoim zeszycie niż słuchać co jej „ kolega ” spisał z Internetu. Skutki były okropne. Poszarpane krawędzie zeszytów od wszystkich przedmiotów nie wyglądały dobrze.


Ania usłyszała tylko trzy słowa z wiersza Kacpra: miłość, narkotyk i radość. Co to znaczy? Głowiła się dziewczyna. Czy to znaczy, że Kacper kocha narkotyki i po nich czuje się radosny? A może narkotyki to jego miłość? Na te pytania może mu odpowiedzieć jedna dziewczyna. Nadia. Ona słuchała go z tak rozmarzoną miną, że Ania wolała nie wiedzieć jakie myśli kłębią się pod jej burzą płomienno rudych włosów.


Po niezmiernie dłużącej się lekcji, połowa uczniów klasy 2 c gimnazjum, z Kacprem Mazurem na czele ruszyła na szkolne błonia. Ania specjalnie została dłużej w klasie, żeby nie zostać uznaną za „ wielbicielkę ” szkolnej sympatii. Wzrokiem błądziła po drugoklasistkach szukając swojej przyjaciółki. Znalazła ją w tłumie dziewczyn szalejących za Kacprem, lecz gdy miała do niej podejść niestety zrobił to ktoś inny. Wysoki, platynowy blondyn ze stalowo - szarymi tęczówkami, podszedł do niej od tyłu i zakrył jej oczy. Nadia momentalnie podskoczyła, ale kiedy się odwróciła i zobaczyła JEGO zrobiła się czerwona, a on jak gdyby nigdy nic, objął ją ramieniem i razem wtuleni w siebie odeszli wzbudzając sensację w całej szkole. Zrezygnowana Ania udała się na szkolne błonia.


„ Co by się stało gdyby chłopak, który podobał się połowie zamku ( nie ważne dziewczyna czy też płeć przeciwna, a zdarzały się takie wyjątki ) porozmawiałby z nią, oczywiście normalnie, nie tak jak zawsze czyli wyzywanie się typu „ Jesteś idiotą! ”? Co by się stało gdyby Kacper złapał ją za rękę przy całej klasie ( już nie wspominając całej szkoły ) ? Co by się stało gdyby gimnazjalista pocałowałby ją, co prawdopodobnie nigdy nie nastąpi? ” - Rozmyślała Ania.


Nawet nie zauważyła, kiedy Seba zrównał się z nią krokiem.


Dwójka przyjaciół szła w milczeniu po dużych, drewnianych schodach. Z każdym krokiem stare stopnie skrzypiały coraz bardziej. Kiedy wyszli ze szkoły oślepiło ich niesamowicie blade słońce.


Ania gorączkowo rozglądała się za bardzo bliską jej osobą. Nadia siedziała na ulubionej ławce przyjaciółki, pod dębem. Na nieszczęście siedział z nią platynowy blondyn. O dziwo byli sami. No, prawie sami. KWNCWS, ( Klub Wielbicielek Najprzystojniejszego Chłopaka W Szkole, tak nazywał się klub „ pasjonatów ” Kacpra ) siedział na trawie dwa metry dalej od pary i plotkował.


Kacper siedząc ze skrzyżowanymi nogami na ławce, szeptał coś do ucha Nadii, której nogi również były skrzyżowane. Ona zarumieniła się lekko i pokiwała głową. O co im chodzi?


Ania oglądając scenę z niemałym zażenowaniem, postanowiła podejść do swojej przyjaciółki i „ wyszarpnąć ją ze szponów wroga ”.


Bez długiego namysłu podeszła do Nadii, nie zwracając uwagi na Sebę, który próbował ją powstrzymać.


- Ja tylko na chwilkę. – Ania złapała Nadię za rękę i z udawanym uśmiechem wyszarpnęła ją chłopakowi.


- Co ty robisz?! – wrzasnęła rudowłosa do koleżanki gdy zdążyły się na tyle oddalić, by chłopak nie słyszał ich rozmowy – On - wskazała ręką na Kacpra, który z ironicznym uśmiechem obserwował kłócące się przyjaciółki – przed chwilą zaprosił mnie na bal wiosenny, a przypominam ci, że odbędzie się za dwa tygodnie, które miną strasznie szybko. Zobaczysz. A tak właściwie, zaprosił cię ktoś? – zapytała wyraźnie zainteresowana


- Nie, i chyba mi się wydaję, że na niego nie pójdę. – powiedziała z nutą smutku Ania


- Co?! – krzyknęła poirytowana przyjaciółka – Jak to?!


- Tak to, normalnie, a jak? – odpowiedziała pytaniem na pytanie


- Wiesz... – Nadia wyprostowała się i ściszyła trochę głos – Jak chłopak przyjdzie bez dziewczyny to pół biedy, ale jeśli dziewczyna – teatralnie udała, że mdleje – kobieto, nie dali by ci żyć! – teraz krzyknęła trochę za głośno bo wszyscy spojrzeli się w jej stronę, a ona zmusiła się do uśmiechu.


- Kto? – zapytała zainteresowana Ania.


- Co „ kto ”? – dopytywała się rudowłosa.


- Kto nie dał by mi żyć? – ponagliła ją.


- Aaaaa… - Nadia jakby dostała olśnienia – Ty się jeszcze pytasz „ kto ”. Wszyscy!!! Każdy mówiłby o tobie, że przyszłaś sama na bal wiosenny. Tak obrobili by ci tyłek, a uwierz mi to nie jest miłe uczycie.


- Dobra, wymyślę coś. – uspokajała przyjaciółkę – Czekaj. powróć myślami kilka minut wstecz. Czy ty powiedziałaś, że ten laluś – głową wskazała Kacpra – zaprosił cię na bal?


- Tak! – pisnęła z radości i aż nogi się pod nią ugięły. Momentalnie jej twarz zmieniła kolor z lekko brązowego w czerwień. Nie za mocną czerwień.


- Super… czekaj CO?! – Ania także zmieniła kolor skóry, ale z piaskowego w biały, co nie umknęło uwadze rudej.


- Co jest? – Nadia podtrzymała upadającą na trawę przyjaciółkę, której obraz się zamazał i chwilę później straciła przytomność.


Seba, który przyglądał się całej sytuacji pospiesznie podbiegł do Ani, wziął ją na ręce i bez ani jednego słowa ruszył w stronę sali szpitalnej.


Niecodzienny widok. Sebastian Bonarski, jeden z najlepszych przyjaciół najpopularniejszego chłopaka w szkole niesie na rękach kujonkę.



czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 1

Hola!
Pierwszy rozdział już jest. Drugi powinien pojawić się za tydzień (ok. 3 września).
Zbieżność imion i nazwisk jest przypadkowa.
Zapraszam do czytania i zachęcam do komentowania.
Pozdrawiam #Cherry
  
Przerwy między lekcjami to najlepsze co mogło spotkać uczniów liceum numer sześć w Ostrowie Wielkopolskim. W słoneczne dni, gdy blade słońce górowało na niebie, dyrekcja zarządzała dłuższe przerwy, które każdy spędzał na błoniach przed szkołą.

Ania Maj, szkolna „ kujonka ” w towarzystwie swojej najlepszej przyjaciółki, Nadii Szcześniak usiadły na jednej ze szkolnych ławek, pod ogromnym dębem. Ania… cóż o niej powiedzieć… małe, ciemno brązowe ( czasami nawet czarne ) oczy. Długie włosy, zawsze upięte w wysoki kucyk, pośrodku głowy. Smukłe, lecz nazbyt czerwone usta. Te cechy w sobie znosiła, ale jej duży, krzywy nos i swój wzrost ( 1.58 m ) potępiała już od swoich pierwszych urodzin. Nadia to przeciwieństwo swojej przyjaciółki. Wysoka, od zawsze atrakcyjna dziewczyna chodziła po korytarzach z rozpuszczonymi, kręconymi i nadzwyczaj płomienno rudymi włosami i patrzyła jak inne dziewczyny oglądają się za nią, z miną „ jak ty to robisz, że masz tak piękne włosy? ”. Lubiła się nimi chwalić. Zresztą, kto by się nie chwalił?

- Ania, zobacz kto wychodzi ze szkoły. – zapiszczała podnieconym głosem Nadia.

W szkolnych drzwiach stanął chłopak otoczony dużą grupą przyjaciół, a za nimi ( jak zawsze ) wielkie stado dziewczyn, które najchętniej od razu rzuciłyby się na niego, gdyby nie fakt, że otacza go spora gromada kumpli.

– To Kacper Mazur. Kapitan szkolnej drużyny koszykarskiej. Najprzystojniejszy, najpopularniejszy, naj… - rozmarzyła się Nadia, której od dawna Kacper imponował.

- Hej! – Ania pstryknęła palcami przed tęskną twarzą przyjaciółki. – Nie odlatuj tak, bo za chwilę będę musiała cię eskortować do szkolnej pielęgniarki.

- Już dobrze, – oburzyła się myślicielka. – ale czy ty widziałaś te lśniące w blasku słońca blond włosy? Czy widziałaś jego niesamowite, szare jak zimowy poranek oczy? Czy widziałaś jego powalający, - Nadia teatralnie położyła się na kolanach Ani i obie parsknęły śmiechem – biały uśmiech?

Fakt, Kacper od początku był obiektem westchnień większości dziewczyn. Ani bardzo podobały się jasne blond włosy chłopaka, lubiła też czasem pomarzyć o zatraceniu się w jego szarych oczach i ostatnie, co lubiła najbardziej, patrzeć jak jej wybraniec śmieje się wraz z jego znajomymi i szczerzy zęby do wszystkich napotkanych ludzi.

„ Ideał ”, jak mówiła większa część populacji płci żeńskiej. A Ania? Ania mogłaby to powiedzieć, gdyby nie fakt, że od podstawówki toczyła z Kacprem wojnę. Wojnę, którą co roku przegrywała.

- Hej, dziewczyny! – Ania i Nadia gwałtownie odwróciły głowy i zobaczyły jednego z najbliższych przyjaciół szkolnej sympatii, Sebastiana Bonarskiego, który biegł w ich stronę.

- Cześć! - odpowiedziały chórem.

Gdy Sebastian podbiegł do dziewczyn, każdej darował przyjacielskiego całusa w policzek. W odpowiedzi na zachowanie kolegi, nie obyło się bez komentarza Kacpra i jego bandy.

- Seba, co ty odstawiasz?! – całe błonia usłyszały szyderczy głos Kacpra.

Kacper był miły jedynie dla swojej grupy „ wybrańców ”. Z innych mógł się godzinami wyśmiewać, co zawsze irytowało Anię, dlatego nie lubiła się z chłopakiem.

- Czy ty zawsze musisz być dla nich – wskazał ręką Anię i Nadię. – taki oschły?! – Sebastian bez namysłu odpłacił pytaniem za pytanie.

- Dla niej nie, - wskazał Nadię, która od razu zrobiła się czerwona jak pomidor. – ale dla kujonicy, zawsze. – oznajmił Kacper z szyderczym uśmiechem.

- Ale jesteś dobroduszny! Nie spodziewałam się tego po tobie! – Ania zerknęła na chłopaka spode łba, który szedł w ich stronę.

- Nie podskakuj młoda! – warknął Kacper z wymalowanym oburzeniem na twarzy.

- Przecież siedzę, jesteś ślepy? – mruknęła do siebie dziewczyna, ale chłopak był na tyle blisko, żeby to usłyszeć.

Kacper zaśmiał się w niebogłosy i zbliżył do Ani, o wiele za blisko, jak dla niej.

- Nie trać moje cennego czasu na słuchanie twoich głupich tekstów, co? – szepnął jej do ucha chłopak, nadal się nie odsuwając.

Ania miała dobry widok na przyjaciół Kacpra, którzy śmiali się z niej nie odrywając od nich oczu. Dziewczyna miała już dosyć chłopaka, więc odepchnęła go z całej siły, a jak na tak drobną osobę miała jej dość sporo.

Kacper odleciał kilka stóp w tył, ale nie upadł, bo Seba go przytrzymał.

Nadia chichotała z nosem w książce.

- Dobra kujonico, jeden zero dla ciebie, ale ja się zemszczę. Pamiętaj. – odezwał się chłodny głos Kacpra, który wskazał palcem Anię.

Skinieniem głowy pokazał, że nie ma zamiaru dłużej rozmawiać z nimi, więc wrócił ze swoją bandą do szkoły.

Sebastian został z parą przyjaciółek i razem, kiedy usłyszeli dzwonek, wolno przeszli przez błonia przedostając się do murów starego zamku – imitacji szkoły z internatem.